Lizbona to miasto kulturowych kontrastów. Położona na skraju kontynentu, mocno osadzona w europejskiej kulturze, spogląda z nostalgią w stronę Atlantyku, za którym rozciągają się dalsze, inne światy. Portugalska stolica jest od kilku lat jednym z ulubionych kierunków podróży dla tych, którzy pragną zwolnić tempo i dać się ponieść lokalnemu czarowi. Muzyczną wizytówką miasta jest fado – przepełnione smutkiem i żalem pieśni opowiadające o utracie, niespełnionych miłościach i nieuchronności losu. Ale współczesna Lizbona to nie tylko melancholia i tęsknota – saudade. Imigranci z krajów Afryki, z Brazylii czy Wysp Zielonego Przylądka przynieśli ze sobą nowe style muzyczne i żywiołowość, dzięki której sentymentalne ulice portugalskiej stolicy zaczęły tętnić życiem, energią, optymizmem.
Fado – klucz do portugalskiej duszy
Fado pobrzmiewające w zakątkach dzielnic Alfama czy Mouraria jest nierozerwalnie splecione z Lizboną. Jego urok sprawia, że przyjezdni bez wahania zasiadają za stołami lizbońskich barów i tawern, a płacenie nawet wysokich rachunków za kulinarno-duchową ucztę przy takim akompaniamencie przychodzi im o wiele łatwiej. Lizbonę uznaje się za ojczyznę tego gatunku. Wizyty w lokalach z muzyką fado bywają nazywane na ulotkach i w folderach informacyjnych – spotkaniami z „luzytańską duszą” (alma lusitana). Melodie melancholijnych pieśni płyną zazwyczaj przy akompaniamencie dwóch gitar. Jedna z nich to gitara klasyczna (po portugalsku viola), a druga to 12-strunowa gitara portugalska (przypominająca bardziej mandolinę, czy cytrę), która zdecydowanie różni się od pierwszej brzmieniem. Fado funkcjonuje jako muzyczna marka, znak rozpoznawczy Lizbony. W turystycznych częściach miasta dźwięki portugalskich pieśni wydobywają się z głośników barów, restauracji, sklepów muzycznych i sklepików z pamiątkami. Podobnie jak i inne elementy kultury, próbuje się tę muzykę sprzedawać w „wersji turystycznej”, dodając odpowiednią oprawę i okraszając sloganami reklamowymi. Ceną za popularność i docieranie do coraz szerszego grona odbiorców jest komercjalizacja fado. Są jednak jeszcze takie lokale (casas de fado), w których bywają miejscowi, lizbończycy. Znają prawie wszystkie wyśpiewywane melodie i teksty, spontanicznie na nie reagują. Wraz z upływem wieczoru atmosfera robi się coraz mniej formalna. Po kilku sesjach fadistów (śpiewaków i śpiewaczek fado), przerywanych na czas konsumpcji, przychodzi moment rozluźnienia, improwizacji, większej swobody.
Artyści wychodzą wtedy nieco ze swoich sformalizowanych ról, wtapiają się w otoczenie, rozmawiają z słuchającymi. Czasami koncert przeradza się w swego rodzaju „jam sassion”, w której także publiczność może sprawdzić swoje umiejętności wokalne. Kilka lat temu Muzem Fado zorganizowało cykl „zwiedzania ze śpiewem” (visitas cantadas), prezentujący najciekawsze zakątki dwóch lizbońskich dzielnic: Alfamy i Mourarii. Przewodniczki z muzeum oprowadzały grupę zwiedzających po najbardziej emblematycznych miejscach, a towarzyszący im muzycy (śpiewacy i gitarzyści) upiększali ich opowieści utworami wykonywanymi na ulicy, na placykach, na schodach kościołów. Miałam okazję kilka razy uczestniczyć w takiej „wizycie śpiewanej” i za każdym razem ujmowało mnie zaangażowanie miejscowych ludzi w dziejące się przed oknami ich domów widowisko. Starsi mieszkańcy jakby oczekiwali nadejścia wycieczki z przewodnikiem i muzykami po to, aby wychylić się z okna albo usadowić na stołkach w progu kamienicy i uczestniczyć w tym minikoncercie. Wzruszające było ich oddanie, włączanie się w muzykę, śpiewanie lub choćby tylko szeptanie tekstów pieśni znanych pewnie od najmłodszych lat.
Muzyczne spotkania kilku kontynentów
Lizbona, cidade que abraça (miasto, które przytula), jest bardzo zmysłowym zakątkiem Europy. W portugalskiej stolicy mieszają się kolory, zapachy, smaki, brzmienia. Uderza jasne, przejrzyste światło, oszałamia wiatr pachnący oceanem, intryguje otoczenie dźwiękowe. I to właśnie wymiar muzyczny – splatających się melodii, fraz, rytmów, harmonii – może być doskonałym kluczem do poznania dzisiejszej, mozaikowej kultury miasta. Ta muzyczna mapa Lizbony nie byłaby tak bogata, gdyby nie obecność imigrantów z różnych stron świata, zwłaszcza tych z Afryki, Brazylii i Wysp Zielonego Przylądka. Dzięki działalności niektórych stowarzyszeń kulturalnych, społeczności imigranckich, czy pojedynczych pasjonatów, coraz bardziej widoczne staje się międzykulturowe oblicze Lizbony. Jednym z inicjatorów takiego podejścia jest portal Lisboa Africana – forum przekazujące informacje na temat kultury afrykańskiej (czy lepiej – kultur afrykańskich), w tym także wydarzeń muzycznych. Afrykańskie (afro-lusofońskie) brzmienia promują też pomysłodawcy projektu Celeste Mariposa. Organizują koncerty afrykańskich artystów, wydają ich płyty, starając się zaznajomić Portugalczyków (a przy okazji – przyjeżdżających tutaj cudzoziemców) z bogactwem muzycznym obszaru PALOP (krajów afrykańskich z urzędowym językiem portugalskim), które w pewnej mierze ciągle pozostaje niedoceniane. Etniczną muzykę afrykańską w ciekawych aranżacjach tworzy portugalska grupa Terrakota, określająca swój styl jako Afro-fusion. Tradycyjną muzykę Wysp Zielonego Przylądka i Afryki serwuje przede wszystkim założony w 1995 roku klub B.leza. Wielokulturowym, wieloetnicznym muzycznym repertuarem kusi sporo lizbońskich barów, lokali i klubów (część z nich to jednocześnie fundacje, czy stowarzyszenia). Warto wśród nich wymienić miejsca takie jak: Renovar Mouraria, Art Casa, Chapitô, Casa Indipendente, Damas, Zé dos Bois, Crew Hassan, Teatro A Barraca, Café Largo, Fábrica Braço da Prata, Santiago Alquimista, czy mający stuletnią tradycję Lusitano Clube, który niedawno zapowiedział zakończenie swojej działalności. Od dekady odbywa się też coroczny festiwal Imigrarte, prezentujący twórczość artystyczną, zwłaszcza muzyczną, imigrantów z różnych kontynentów. Repertuar niektórych zespołów grających w Lizbonie, jak Trio Latinidade czy Kilôko, to prawdziwe laboratorium muzycznych fuzji, w którym łączą się wpływy portugalskie, włoskie, brazylijskie, argentyńskie, hiszpańskie.
Przestrzeń miasta wypełniona muzyką
Lizbona pulsuje muzyką. Uliczni artyści są ważnym elementem miejskiego krajobrazu. W ciepłe wieczory przy górnej stacji metra Baixa-Chiado można się pokołysać przy kabowerdeńskich rytmach zespołu Mistiçu albo wsłuchać się w rockowe zawodzenie jakiegoś samotnego gitarzysty. Przy rzece, na nabrzeżu Cais das Colunas albo przy kiosku Ribeira das Naus grywa czasem zespół Nôs Raíz, łączący kilka pokoleń muzyków z Cabo Verde. Na Avenida da Liberdade słyszałam kiedyś świetny brazylijski band grający funk i soul, a na placu Martim Moniz – francuską artystkę, która swoimi mazurkami wygrywanymi na akordeonie zachęciła do zmysłowego tańca sporą część słuchających. Brazylijczyków spontanicznie grających forró czy sambę można czasem spotkać na Miradouro da Santa Catarina. Na najwyższym tarasie widokowym w mieście, Nossa Senhora da Monte, lubi natomiast przygrywać hiszpański gitarzysta, który zgrabnie łączy w swoim repertuarze klasykę gitarową Albeniza z utworami Gipsy Kings, Bryana Adamsa i Metalliki.
Czerwiec to miesiąc świętego Antoniego, patrona dzielnicy Alfama. W powietrzu unoszą się girlandy i zapach grillowanych sardynek, a miasto wypełniają arraiais – uliczne festyny, biesiady i potańcówki przy akompaniamencie muzyki różnej maści – od tradycyjnych biesiadnych piosenek po najnowsze dyskotekowe hity. Wiosna, lato i pogodna wczesna jesień to czas koncertów na wolnym powietrzu, np. w ramach inicjatyw Festas de Lisboa, Lisboa Mistura czy Faz Música. Wakacyjne miesiące słyną też z festiwali: Meo Out Jazz, EDP Cool Jazz, NOS Alive, Lisboa na Rua, Festiwal o Sol da Caparica i innych.
Lizbona to także miejsce inspirujące do tańca. Na eleganckiej alei Avenida da Liberdade czy placu Martim Moniz w pogodne wieczory gromadzą się miłośnicy brazylijskiego forró albo angolskiej kizomby, aby potańczyć na wolnym powietrzu. Gatunki te zdecydowanie różni nie tylko pochodzenie, ale i temperament; bywa jednak, że ich entuzjaści organizują wspólne taneczne imprezy. Kizomba, nazywana czasem afrykańskim tangiem, dominuje w ostatnich latach w miejscowych klubach tanecznych i w ofertach szkół tańca. Wielbiciele swingu i lindy hop spotykają się w parku Estrela, na tarasie widokowym przy Largo das Portas do Sol albo na placu Intendente. W hallu stacji Cais de Sodré odbywają się czasem milongi przyciągające pasjonatów argentyńskiego tanga. Powodzeniem cieszą się imprezy taneczne przy brzmieniach afrykańskich. Muzykę Afryki lat 60. i 70. wykorzystują podczas swoich setów didżeje z duetu Celeste Mariposa (potańcówki znane są jako AfroBaile) czy prezentujący „Afrykę z winyli” Irmãos Makossa. Coraz bardziej popularna w lizbońskich klubach staje się też latynoamerykańska cumbia.
Muzyczne zwiedzanie Lizbony to sposób na dotarcie do jej istoty. Dźwiękowe pomieszanie (miscigenação musical) jest odzwierciedleniem współczesnego, prawdziwego oblicza miasta. Dzisiejsza wielokulturowa Lizbona wciąż czerpie z trudnej kolonialnej przeszłości i jednocześnie zanurza się w imigranckiej teraźniejszości. Zwiedzanie poprzez dźwięki pozwala pełniej poznać i odczuć to bogactwo różnorodności.
Więcej zapisków i fotografii Karoliny z Portugalii możecie znaleźć na profilu -> Portugalia na żywo i w kolorach
Jeśli ten tekst spodobał się Wam – podzielcie się nim ze znajomymi, wystarczy kliknąć poniżej albo zszerować 😀