Każdy z podróżujących – niezależnie od motywacji podejmowania różnego rodzaju wyjazdów – staje w końcu przed tym samym wyborem – jaki plecak/torbę/walizkę [niepotrzebne skreślić] kupić na swój najważniejszy bagaż?! Ten, który będzie stanowił jego “drugie plecy” , a w trakcie wypadów całe domowe zaplecze.
I niestety, ale dylemat ten wraca zazwyczaj co kilka lat, bo nic nie trwa wiecznie, a sprzęt się po prostu zużywa. Co więc zrobić, aby wybrać i kupić taki sprzęt, który po pierwsze – posłuży nam długie lata, po drugie – będzie miał same zalety ? No i w ogóle czy taki sprzęt jeszcze w ogóle można znaleźć i kupić ? 🙂
Aha, no i oczywiście po trzecie – byśmy nie zbankrutowali na jego zakup. Choć w tej kwestii, czasem nie warto oszczędzać, bo za jakość po prostu trzeba zapłacić więcej, tym bardziej że jak mówi stare polskie przysłowie: „chytry dwa razy traci”, więc może warto dodać kilka monet więcej i dokonać zakupu raz, a dobrze!
Tekst ten nie będzie klasycznym “crash-testem” kilku wybranych modeli czy też porównaniem produktów pod względem ich cech. Będą to po prostu moje subiektywne dywagacje na temat sprzętu, który finalnie trafił w moje ręce, czyli mojego nowego “gajda”. Ale zanim do tego doszło, miał miejsce dość długi proces analizy i wybierania… Więc do rzeczy!
Filozofia a kupowanie plecaka…
Oczywiście na początku pojawia się pytanie z czym będzie podróżować się nam najwygodniej? No i tutaj odpowiedzi może być oczywiście kilka, bo ja także posiadam w swojej szafie: dużą walizkę, walizkę podręczną, małą – pilotkę i kilka różnych plecaków (tak, dziękuję tanim liniom lotniczym, że swego czasu mocno kombinowały – i nadal to robią – z rozmiarem „podręcznego”!), do tego torbę na kółkach z żółtym logo pewnych linii lotniczych… (tym razem dziękuję za programy lojalnościowe).
Jednak najczęściej podróżuję w dalekie kraje z konkretnym plecakiem, bo od niedawna oprócz mojego ekwipunku, muszę znaleźć w nim także miejsce na rzeczy moich dwóch córek, których przy każdym pakowaniu jest cała góra i mam wrażenie, że pakujemy cały dobytek nasz i naszych latorośli…
Rozmiar ma znaczenie
Skoro wiecie już, że moje zmagania z zakupem dotyczyły plecaka to od razu zdradzę, że do zastąpienia był 85-litrowy sprzęt służący mi wcześniej prawie 10 lat, ale który kupiłem bez jakiegoś większego rozpoznania. Po prostu wszedłem do sklepu (tak, takiego stacjonarnego jeszcze) i po poradach osoby mnie obsługującej, które były odpowiedzią na moje potrzeby, prezentacji kilku modeli, wybrałem pewien niebiesko-czarny plecor. Potem nasze losy i współpraca różnie się układały, ale ogólnie dyplomatycznie mogę napisać, że zasadniczo spełniał on swoją rolę. Teraz chciałem jednak, aby mój wybór był bardziej świadomy. Zasiadłem więc do komputera i na początek odpaliłem serwis Ceneria.pl. Znacie ? Jeśli nie polecam jako porównywarkę właśnie sprzętu turystycznego i jego cen w różnych sklepach specjalistycznych, a także miejsce gdzie można znaleźć sporo testów sprzętowych itp. Nie bez znaczenie po pierwszej selekcji były też testy Rafała Króla, którego cenię za jego ambitne ekspedycje, więc miałem pewność, że sprzęt który testował i wystawił mu pozytywne oceny, nie jest przypadkowy. Piszę tak dlatego, że markę plecaka, który finalnie wybrałem do tej pory kojarzyłem bardziej z bagażnikami i uchwytami samochodowymi, niż z plecakami… Bo wybór padł na markę Thule i plecak Guidepost 85, poniżej kilka słów dlaczego… Wiem, wiem, sam na początku byłem trochę zaskoczony.
Wygoda ma znaczenie
Skoro wielkość plecaka nie podlegała dyskusji i miałem świadomość, że zazwyczaj waga zapakowanego łącznie z kominem plecaka będzie oscylować w ok. 20-25 kg, wiedziałem, że drugą najważniejszą kwestią będzie mój KOMFORT. I tu kluczowe znaczenie przy wyborze modelu odegrał system nośny guideposta – dla mnie naprawdę fantastyczne odkrycie, który pozwala na regulację rozstawienia pasów barkowych i chyba ok. 200 kombinacji, w tym np. asymetryczne rozstawienie dla osób po urazach i z wadami kręgosłupa. Dodatkowo znakomity jest pas biodrowy, którego najważniejszą cechą jest możliwość wychylania na boki, by anatomicznie mógł współpracować z miednicą. I tu muszę też wspomnieć o czymś, co z jednej strony jest zaletą tej części plecaka, a jednocześnie przy licznych podróżach lotniczych, może być jego wadą – chodzi o materiał z którego pas został w tym modelu wykonany – to połączenie plastiku i tkaniny, dzięki którym udało się ponoć producentowi (w stosunku do poprzednika) zbić wagę i zwiększyć jego wytrzymałość (ponoć nowa tkanina jest aż o 250% wytrzymalsza na rozdzieranie i 50% odporniejsza na rozciąganie niż standardowy nylon – oby ;). Niestety pomimo tego przy nadawaniu plecaka jako bagażu rejestrowanego musimy być przygotowani na to, że nie uda się nam pasa biodrowego po prostu spiąć i elastycznie owinąć wokół plecaka. Raczej nastawmy się na to, że będzie on sztywno wystawał poza kontur plecaka, dlatego moja dobra rada – nadając plecak jako bagaż rejestrowany na check-in poproście obsługę o podanie Wam plastikowego pojemnika, które są przygotowane właśnie na bagaże nietypowe. I wtedy możecie być pewni, że plecak nie zahaczy nigdzie o taśmę podczas swojej „podróży” w kierunku luku bagażowego samolotu. Po około 20 lotach z plecakiem i ponad 10 odprawach, nigdzie nie miałem z tym problemu.
Inteligentnych i bardzo przydatnych rozwiązań stosuje Thule zdecydowanie więcej – choćby komin plecaka, który jest odpinany i jeśli chcemy, możemy kilkoma ruchami zamienić go w wygodny plecaczek na jednodniowe wycieczki w góry czy na miasto, do tego solidny zamek w kształcie „L-ki” dzięki któremu macie dostęp do głównej komory plecaka lub specjalna, łatwo dostępna kieszeń na mokre rzeczy . Długo można by wymieniać, choć mi chyba najbardziej przypadła do gustu możliwość doczepiania do pasa biodrowego różnych akcesoriów. W standardzie z plecakiem jest np. nieprzemakalny portfel VersaClick, który pomieścił mój telefon, paszport i parę innych drobiazgów. Nie zapomnijcie go tylko odpiąć przed nadaniem plecaka do samolotu…
Jakość ma znaczenie
Szczerze mówiąc, przed pierwszym dotknięciem mojego „wybranka” trudno było mi uwierzyć, że jego waga wynosi poniżej 3 kg (dokładnie 2680 g), co w połączeniu z solidnym wykonaniem z najwyższej jakości materiałów (to także czuć w rękach kiedy już możemy się plecakiem pobawić i przyglądnąć się z bliższa) naprawdę rozwiewa wszelkie wątpliwości czy warto na plecak wydać trochę ponad 1000 zł. Wiadomo, jest szkoła sugerująca, że lepiej kupić 2 plecaki ale tańsze i pochodzimy w nich 2 x dłużej… Być może, ale czy równie wygodnie, równie pewnie mając na plecach 25 kg ? Ja od dłuższego już czasu jestem zwolennikiem szkoły wyboru rzeczy droższych, ale sprawdzonych i lepszych jakościowo, jednocześnie dopasowanych do moich potrzeb. Tak było przy wyborze śpiwora puchowego, który miał się sprawdzić przy -20 stopniach, kurtki z syntetycznym puchem, który nie zawilgotnieje tak łatwo czy porządnego gore-texu… Te inwestycje okazały się bardzo dobre i już pierwsze wyjazdy w towarzystwie Guideposta 85 potwierdzają, że z nim będzie podobnie. Co więcej, już wiem, że sprawdzi się w trakcie wielotygodniowej podróży jak i na poważniejszych ekspedycjach!
Więcej informacji z pierwszej ręki znajdziecie na stronie producenta – Thule Guidepost 85 Men’s
Zdjęcia do artykułu zaczerpnąłem ze strony thule.com oraz z mojego telefonu 😉
Dodam jeszcze, że plecaki są dostępne w 3 rozmiarach jeśli chodzi o pas biodrowy oraz oczywiście w wersji męskiej i damskiej, dostosowane od anatomii. Zresztą ja do tej pory jestem zaskoczony jak bogatą ofertę bagaży, plecaków czy pokrowców przydatnych w podróży ma ta szwedzka marka. Najlepiej jednak jeśli sami wybierzecie opcję dla siebie. Powodzenia!