Tekst ten, powstał z potrzeby chwili, po sytuacji opisanej przez Łukasza Supergana, jaka przydarzyła mu się na lotnisku w Tbilisi, tuż przed wylotem do Warszawy. Już kiedyś myślałem, żeby – jako człowiek blisko związany z branżą lotniczą i podróżami – napisać właśnie taki tekst „ku przestrodze”, a teraz w związku z nasileniem pewnych, także nieprzemyślanych przez ich autorów „incydentów”, lepiej uprzedzić kolejne tego typu sytuacje, bo konsekwencje mogą być opłakane.
Akt I – Przygotowania do mojego pierwszego wyjazdu do Ameryki Południowej (rok 2004)
Dobrych kilkanaście lat temu zaczynałem swoją poważniejszą przygodę z podróżami i mimo, że miałem na koncie odwiedzonych już całkiem sporo krajów świata, to jednak wyjazd do Ameryki Południowej (Brazylia, Argentyna, Chile, Urugwaj) był czymś, do czego przygotowywałem się ze szczególnym pietyzmem. Ponieważ przy okazji wyjazdu realizowaliśmy indywidualnie swoje projekty badawcze na studia, opiekę nad nami roztoczył nasz wykładowca z zarządzania w turystyce na Uniwersytecie Jagiellońskim, a mój także późniejszy promotor – dr Paweł Świderski (dziś niestety śp.). Co więcej był On wtedy Konsulem Honorowym Brazylii w Polsce, więc Jego pomoc była tym bardziej nieoceniona. Ale najważniejsze, że miał On także niesamowity bagaż doświadczeń związany z własnymi podróżami oraz pracą na kilku placówkach dyplomatycznych w różnych częściach świata. Po co to piszę… ? Bo pomimo tego, że upłynęło już kilkanaście lat od naszych częstych spotkań z Panem Pawłem podczas których chłonęliśmy Jego opowieści, to jak dziś pamiętam dzień, w którym opowiedział nam kilka historii Polaków odsiadujących długie wyroki m.in. w brazylijskich więzieniach za przemyt narkotyków! Jak trafili do tych więzień – historii jest tyle, ile znajdziecie takich osób – ale w przypadku części z nich (oczywiście będzie to mniejsza grupa) wcale nie była to chęć łatwego zarobku, a po prostu naiwność, chęć pomocy nieznanej albo słabo znanej osobie… lub też pech, że to właśnie tę osobę i jej bagaż rejestrowany czy podręczny przemytnicy wybrali jako ten, do którego zostaną podrzucone narkotyki, a jego właściciel będzie „wystawiony” odpowiednim służbom jako przemytnik, podczas gdy właściwa kontrabanda po cichu poleci we właściwym kierunku…
Może brzmi to dla niektórych abstrakcyjnie, ale nasz Mentor wypowiedział wtedy słowa, które dobrze pamiętam pomimo upływu lat i kolejnych odbytych wyjazdów, także do Ameryki Południowej – „W krajach Ameryki Południowej pilnujcie swojego bagażu jak oka w głowie. Patrzcie na niego nawet jak już będzie znikał na taśmie bagażowej po check-in. Nie każdą sytuację uda się Wam wyeliminować, ale jeśli przemytnicy zobaczą, że macie oczy dookoła głowy i sprawdzacie swój bagaż przed jego nadaniem, to najpewniej nie wybiorą Was na swoją „ofiarę”.” I dodał jeszcze: „Nigdy, ale to nigdy nie bierzcie do przewiezienia jakiś drobnostek od nieznajomych osób, szczególnie gdzieś w ostatniej chwili, na lotnisku, przed nadaniem bagażu. A jeśli bierzecie coś nawet od znajomych – sprawdźcie przy nich co jest w środku i nie wierzcie że „pudełeczko” jest fabrycznie zapakowane i nie trzeba go otwierać. Bo może się okazać, że Wasz znajomy/przyjaciel – wcale nim nie jest, a za wystawienie Was służbom antynarkotykowym dostał sowite wynagrodzenie…”! Zresztą kwestie te tyczą się nie tylko krajów Ameryki Południowej, ale w dzisiejszych czasach właściwie całego świata – może ten przykład jest dość drastyczny i ktoś powie – zapłacił za swoją chciwość, głupotę i błędy – ale warto poznać historię jaką przeżył Michał Pauli i opisał w swojej książce „12 x śmierć – piekło w raju”.
Tak więc wzięło mnie na wspominki, bo nie dalej niż kilka dni temu (04.06.2017) na fanpejdżu mojego Kolegi – piechura i podróżnika – Łukasza Supergana przeczytałem Jego wpis z lotniska w Tbilisi, na którym tuż przed nadaniem bagażu do Polski, nieznajomy Gruzin (?) próbował wręczyć mu – z prośbą o przewiezienie i przekazanie „synowi” mieszkającemu w Warszawie i prowadzącemu tu ponoć restaurację – dwa woreczki ze swańską solą (sól z ziołami ze Swanetii). Łukasz oczywiście się nie zgodził (nie z niechęci do pomocy, ale ze względów bezpieczeństwa), co jednak Pana w ogóle nie zrażało i zaczepiał kolejnych pasażerów. I pewnie ktoś powie – a może jednak to rzeczywiście była sól… ? Może i tak, ale pamiętajcie, że jeśli zostaniecie złapani, z czymś co nie wiecie tak naprawdę czym jest, a będą to narkotyki, nikt nie będzie słuchał Waszych wyjaśnień, że dał Wam je Pan w wieku ok. lat 50 w jasnej koszulce polo itd. itd. TO WY BĘDZIECIE SĄDZENI ZA POSIADANIE NARKOTYKÓW I PRZEMYT, a jak wyglądają areszty czy więzienia w krajach rozwijających się, co się tam dzieje i jakie są „warunki”… to jeszcze raz odsyłam choćby do wspomnianej książki „12 x śmierć” lub cyklu reportaży telewizyjnych Edwarda Miszczaka pt. „Cela”, w których przedstawiał on historie Polaków skazanych zazwyczaj właśnie za przemyt i odsiadujących swoje wyroki w więzieniach całego świata, a w szczególności właśnie w krajach Ameryki Południowej. Bez problemu cały „serial” do znalezienia w sieci.
I pewnie w tym miejscu zakończyłbym ten tekst – na przestrodze skierowanej szczególnie do młodych osób – które dopiero co ruszają w świat i może ich doświadczenie podróżnicze nie jest jeszcze zbyt duże, ale niestety w ostatnim czasie nasiliły się różne dziwne incydenty, szczególnie na lotniskach, związane oczywiście z zagrożeniem terrorystycznym, dlatego postanowiłem te przykłady pokazać, byście także mieli się na baczności, bo czasem niewinny żart, może skończyć się dotkliwą karą (oby tylko finansową…).
Akt II – Lotnisko w Bangkoku oraz lotnisko im. Chopina w Warszawie (rok 2017)
Zacznę może od historii z Tajlandii. Nie dalej jak pod koniec lutego 2017 włoski emeryt wracał z wakacji na Phuket. Na lotnisku przy check-in nadając bagaż wypowiedział po włosku słowa: „przecież nie mam bomby”. To wystarczyło. Funkcjonariuszka straży granicznej słysząc te słowa po włosku zrozumiała tylko „bomba”, zaalarmowała kolegów i mężczyzna został aresztowany… Tak, tam nikt się nie patyczkuje! Ale takie procedury są teraz na lotniskach na całym świecie! Włoski emeryt trafił na 2 dni do aresztu, z którego po wpłaceniu kaucji (ponad 5 tys. PLN) go wypuszczono i przetransportowano do hotelu (bez możliwości opuszczania pokoju) w którym miał ok. 2 tygodnie oczekiwać na proces. Groziło mu do 5 lat więzienia. Z tego co wiem, został skazany, ale jako obcokrajowiec natychmiast wydalony z Tajlandii z „miśkiem” w paszporcie. Cóż, do Tajlandii na wakacje raczej już nie wróci.
Ale zerknijmy bliżej, żeby nie było, że szukam na siłę przykładów na końcu świata. Tak więc jedziemy na nasze największe lotnisko – Chopina w Warszawie. W końcu my też lubimy „pożartować”. Kwiecień br. pasażer odprawia się na lot do Londynu i wesoło zapytuje odprawiającą go osobę: „A co będzie, jak w bagażu będzie bomba?” By zadać takie pytanie na lotnisku zupełnie świadomie, gdy wszyscy pamiętamy co nie tak dawno wydarzyło się choćby na lotnisku w Brukseli i gdy służby cały czas są w stanie podwyższonej gotowości, to chyba trzeba naprawdę chcieć posmakować „diety więziennej”. No ale cóż, Pan pewnie nie przewidział, że pracownicy lotniska potraktują jego pytanie jak najbardziej poważnie – Ci natychmiast zareagowali i zapytali, czy w jego bagażu znajduje się materiał, który może stwarzać zagrożenie. Padła odpowiedź: „chyba raczej nie ma”. Po czym mężczyzna oddalił się od punktu kontroli bezpieczeństwa. I gdy spokojnie – wydawać by się mogło – czekał już przy swojej „bramce” na wejście na pokład samolotu został odnaleziony przez policjantów i w asyście pirotechników jego bagaż został przez nich sprawdzony. Gdy mężczyzna zorientował się, że sytuacja jest poważna, zaczął tłumaczyć funkcjonariuszom, że to był żart. Chyba jednak trochę za późno oprzytomniał, bo w tym momencie został ukarany dwoma mandatami po 500 złotych za bezprawne wywołanie alarmu oraz zakłócanie pracy personelu lotniska. Co więcej nie poleciał też do Londka, bo linie lotnicze zdecydowały, że nie wpuszczą go na pokład samolotu! A od siebie dodam, że najpewniej trafił także na czarną listę przewoźników lotniczych i teraz za każdym razem, gdy jego noga postanie na jakimś lotnisku przejdzie tak szczegółową kontrolę, że na pewno odechce mu się dowcipkowania.
Tak więc ku przestrodze – pamiętajcie, że żarty podczas kontroli na lotnisku mogą skończyć się w niezbyt ciekawy sposób, szczególnie, gdy z naszych ust zaczną jeszcze padać – w jakimkolwiek kontekście – słowa typu „bomba” czy „terrorysta”…
W tym miejscu miał być jeszcze akt III, ale może skończę moje moralizatorstwo na dziś, by nie zaciemniać przekazu jaki chciałem uzyskać poprzez ten tekst – UWAŻAJCIE, by Wasz wymarzony urlop, wyprawa życia nie zakończyła się w brutalny sposób w jakimś więzieniu na końcu świata i np. karą śmierci (TAK, jest całkiem spora liczba krajów, które takową mają właśnie za przemyt narkotyków!), tylko dlatego że chcieliście komuś wyświadczyć przysługę a staliście się przemytnikami. Co więcej, polskie MSZ nie wie, ilu Polaków przebywa obecnie w zagranicznych więzieniach skazanych za przestępstwa narkotykowe, no i co bardzo istotne – nie z każdym krajem na świecie mamy podpisane umowy ekstradycyjne…
Pamiętajcie też, że za fałszywe alarmy (np. o podłożeniu bomby) wg polskiego prawa grozi nawet do ośmiu lat więzienia! A w ostatnim roku doszło do co najmniej kilku sytuacji, w których z powodów tego typu „żartów” ewakuowano lotniska m.in. w Warszawie i w Modlinie. Wygląda na to, że ich „autorzy” poniosą nie tylko konsekwencje prawne ale i finansowe. Gratuluję.
Być może przedstawione historie i sytuacje dla wielu osób wydadzą się być banalne i śmieszne, albo uznają, że „biję pianę” z powodu dwóch woreczków swańskiej soli, ale uwierzcie mi, one dzieją się naprawdę i nie zawsze kończą się „happy endem”…